Co dzieje się na bloku operacyjnym
Przygotowania do zabiegu na sali operacyjnej
Po przebraniu się w jednorazowe, dwuczęściowe ubranie dostarczane przez Instytut i podpisaniu zgód na znieczulenie i zabieg, pacjent jest zaprowadzany na blok operacyjny. Po ułożeniu pacjenta na stole operacyjnym z miękkim materacem musimy go „okablować” – dla bezpieczeństwa stosujemy różne czujniki monitorujące stan pacjenta – a to pulsoksymetr na palec, który pokazuje utlenowanie krwi, a to uciskający ramię mankiet do pomiaru ciśnienia tętniczego krwi, a to dren do pomiaru zawartości dwutlenku węgla w powietrzu wydychanym, to znów maskę na twarz, przez którą podaje się mieszaninę tlenu i powietrza, a to elektrody EKG. Dla zapewnienia pacjentowi bezpieczeństwa zrobimy wszystko 🙂
Następnie pielęgniarka wprowadza wenflon do żyły, do którego od razu podłączymy pompę infuzyjną powolutku podającą środek nasenny. W ciągu kilku minut, po zaśnięciu, wykonywane jest znieczulenie miejscowe, czyli ostrzyknięcie miejsc wkłucia i nacięcia środkiem znieczulenia miejscowego (lignokainą). Ostrzykiwanie nie jest przyjemne, a w pierwszej chwili wywołuje po prostu ból, dlatego wykonujemy je po zaśnięciu. Sen nie zapewnia bezbolesności, ale umożliwia komfortowe wykonanie znieczulenia miejscowego i pierwszej, najbardziej dla pacjenta nieprzyjemnej połowy zabiegu w komfortowy sposób. Z drugiej strony, właściwie wykonane znieczulenie miejscowe znacznie zmniejsza dawki środków nasennych potrzebnych do utrzymywania pacjenta w komfortowym stanie.
Znieczulenie
Są trzy możliwości znieczulenia do zabiegu wszczepienia portu:
- tylko znieczulenie miejscowe,
- sedacja i znieczulenie miejscowe,
- uspienie i znieczulenie miejscowe.
Ad. 1
Znieczulenie miejscowe – najprostsze, najmniej komfortowe dla pacjenta. Wstrzykiwanie jakiegoś płynu pod skórę jest przed wywołaniem znieczulenia bolesne. Może się też zdarzyć, że nie wszystkie miejsca w których w czasie zabiegu coś się będzie dziać, zostaną znieczulone. Poza tym przytomny pacjent, nawet prawidłowo znieczulony ma ciągle działającą wyobraźnię, która rejestruje bodźce, których nie zna. Z pewnością nie jest to sytuacja komfortowa.
Ad. 2
Sedacja i znieczulenie miejscowe. Jak dla mnie krok w dobrą stronę, ale niewystarczający.
Ad. 3
Uśpienie i znieczulenie miejscowe – jestem zwolennikiem połączenia uśpienia i znieczulenia miejscowego. Każde z 3922 znieczuleń do zabiegów wszczepienia portu wykonanych przeze mnie do 30.09.2024 było przeprowadzone w ten sposób. Skoro mamy do dyspozycji blok operacyjny, odpowiedni sprzęt monitorujący, wykwalifikowany, doświadczony personel to nasze postępowanie powinno zapewnić pacjentom odpowiedni komfort, a nie tylko mniejszy dyskomfort.
Nie ma potrzeby, żeby pacjenci w czasie zabiegu dawali się łatwo wybudzać. Po co? Ani pacjent mi nie pomoże, ani ja nie będę w stanie dogadać się z pacjentem. To nie jest czas na pogaduszki, tylko na przeprowadzenie zabiegu. Poza tym nie każdy pacjent budzi się bez problemów. Niektórzy są zdezorientowani, próbują wstawać, zaczyna się nawet „siłowanie”, pacjenci czasem są przekonani, że są w domu i w związku z tym zaniepokojeni, że w tym domu to jednak jest trochę inaczej niż zwykle. Dopiero po trwających kilka minut wyjaśnieniach orientują się, gdzie są i co jest wykonywane. To zwyczajnie zakłóca przebieg zabiegu i nikomu nie jest potrzebne.
Dlatego przez prawie cały czas trwania zabiegu pacjent otrzymuje dożylny wlew środka nasennego i śpi. Dopiero gdy zaśnie wykonywane jest znieczulenie miejscowe. Pod koniec zabiegu wlew środka nasennego jest zatrzymywany i w ciągu kilku minut pacjent się budzi. Budzi się jednak bez bólu, ponieważ działa znieczulenie miejscowe. Staramy się tak robić, aby pacjenci budzili się albo tuż po zakończeniu zabiegu, albo chwilę wcześniej. To, że pacjent się obudził, świadczy o dezaktywacji większości podawanego środka nasennego. Po zabiegu pacjenci są przewożeni na salę pooperacyjną, gdzie będą mogli się napić (o ile wezmą ze sobą coś do picia udając się na blok operacyjny), zmetabolizuje resztkę środka nasennego oraz przy pomocy i pod nadzorem pielęgniarki zacznie chodzić.
Aby można było bezpiecznie stosować znieczulenie dożylne, pacjent musi być na czczo. Oznacza to powstrzymanie się od spożywania płynów i pokarmów stałych 4 godziny przed rozpoczęciem zabiegu. Ponieważ zazwyczaj od przyjęcia do szpitala do rozpoczęcia zabiegu mija co najmniej godzina, więc możemy przyjąć, że osoba, która nie je i nie pije przez trzy godziny przed pojawieniem się w szpitalu, w chwili zabiegu jest na czczo 4 godziny i można ją w ten sposób znieczulać. Nie spotkaliśmy nikogo, kto byłby z takiego postępowania niezadowolony. Przeciwnie. To nie znaczy, że nie da się zabiegu przeprowadzić tylko w znieczuleniu miejscowym – niestety wiele implantacji tak się odbywa, ale – jak to z gastroskopią – da się zrobić, jednak zdecydowana większość osób woli w czasie badania „się zdrzemnąć”.
Zabieg składa się z dwóch etapów
Pierwszy rozpoczyna nacięcie skóry do kaniulacji żyły np. szyjnej wewnętrznej, kończy wprowadzenie połączonego z komorą portu cewnika do docelowej lokalizacji. Drugi to w pewnym uproszczeniu porządkowanie nacięcia. W moim wykonaniu trwa w przybliżeniu około 30 minut.
W pierwszym etapie nie ma działań, które można pominąć. Pole operacyjne ograniczane jest jałowymi serwetami, które od głowy do stóp przykrywają pacjenta, a niektóre elementy obłożenia przyklejone są do twarzy i szyi. Zawsze trzeba nakłuć żyłę, do której wprowadzany jest cewnik, zawsze przygotować miejsce na komorę portu, zawsze trzeba połączyć komorę portu z cewnikiem, ocenić, jak długi powinien być cewnik i pozostawić go w prawidłowej lokalizacji. Ten etap trwa około 10-12 minut.
Na bocznej powierzchni szyi nad obojczykiem wykonuje się jedno kilkumilimetrowe cięcie do wprowadzenia cewnika do żyły – około 4-5 mm, pod obojczykiem dłuższe do umieszczenia komory portu – około 1,5 – 2 cm. Najczęściej wykonuję nacięcia po prawej stronie. Gdy np. chora jest prawa pierś i/lub w planach jest naświetlanie lub operacja okolicy, w której znajdowałaby się komora portu, wtedy oba nacięcia wykonywane są po stronie lewej.
W drugim etapie należy chirurgicznie opracować ranę. Czas trwania tego etapu zależy od tego, z jaką starannością opracowujemy wytworzoną ranę. Jeżeli zostaną założone trzy proste, pojedyncze szwy, to potrzebne są na to może 3 minuty i cały zabieg kończony jest w ciągu 15 minut.
Tylko kto na tym zyskuje?
Pacjent? Szwy trzeba usunąć. Bardzo niewielu pacjentów potrafi to zrobić. Zdecydowana większość musi udać się do poradni chirurgicznej, albo może przyjechać do szpitala w którym wykonywany był zabieg, ale wątpię, żeby zajmował się tym operator. Tak czy owak, po kilku dniach od zabiegu pacjent musi na to poświęcić kilka godzin. Do tego trzeba wziąć pod uwagę, że po takich szwach zostają zazwyczaj nieestetyczne blizny.
Operator ? Jeżeli zabieg trwa nie 30-35, ale 15 minut, to można przeprowadzić dwa razy więcej zabiegów. Operator, którego przychód zależy od liczby wykonanych zabiegów, może odczuwać pokusę, aby taką możliwość wykorzystać.
Jeżeli zależy nam na tym, aby blizny po nacięciach były prawie niewidoczne, to trzeba poświęcić na to trochę czasu i odrobinę się postarać. Przy tym podejściu wykonuje się mniej zabiegów, bo cały zabieg trwa wtedy 30-35 minut, ale za to pacjent nie traci czasu na usuwanie szwów, których nie ma i efekt kosmetyczny jest zupełnie inny.
Czas pobytu na sali operacyjnej to około 45 minut.
Zaraz po zabiegu – widoczne są dwa nacięcia, na prawo od tego duższego widoczne modelowanie skóry przez komorę portu. Pomiędzy nacięciami znajduje się obojczyk.
Po zabiegu nie ma szwów do usunięcia. Ich funkcję pełnią te wąskie plasterki, których zadaniem jest stabilne utrzymywanie brzegów rany w czasie tworzenia zrostu. Największe znaczenie mają w pierwszych dwóch – trzech dniach po zabiegu.
Po zabiegu są dwa opatrunki. W skrócie – opatrunki powinny chronić gojące się nacięcia przez sześć dni. Nie trzeba ich zmieniać. Są foliowane, można się w nich kąpać. Jeśli w ciągu tych sześciu dni port będzie użyty, to w dniu wykorzystania portu opatrunki umieszczone bezpośrednio po zabiegu zostaną usunięte, a po wykorzystaniu portu zostaną przyklejone następne. Łączny czas ochrony nacięć to sześć dni. Od siódmego dnia po zabiegu (czyli po wytworzeniu zrostu) nie ma potrzeby stosowania opatrunków, podobnie, jak nie ma potrzeby nosić opatrunków na zagojonych skaleczeniach z dzieciństwa
Po zabiegu. Nie każdy potrafi wskazać miejsce, gdzie były nacięcia i gdzie znajduje się komora portu. I o to chodzi…
Port nie wymaga z Państwa strony nadzwyczajnego postępowania czy ostrożności.
Nie ma znaczenia bok, na którym układają się Państwo do spania. Mało kto przesypia noc w jednej pozycji i budzi się się na tym samym boku.
W ciągu kilku dni po zabiegu wytwarza się zrost w miejscach, gdzie były nacięcia skóry. W tym czasie nie ma potrzeby ograniczać zwykłej aktywności.
Mniej więcej po kilkunastu dniach tworzy się dookoła komory portu łącznotkankowa, włóknista torebka, która dodatkowo unieruchamia port. Akurat nie wszyscy (ja też), intensywnie biegamy, pływamy i skaczemy, ale port ma umożliwić dotychczasową aktywność.